Niezłomny

Data:

To miał być wielki tryumf. Gdy sezon nagród dopiero się rozpędzał, wielu widziało w „Niezłomnym” murowanego kandydata do najważniejszych oscarowych nominacji, a nawet faworyta całego wyścigu. W końcu film ten ma wszystko, co Amerykańska Akademia Filmowa uwielbia – epicką, prawdziwą historię z krzepiącym przesłaniem.

Co się takiego stało, że „Niezłomny” wylądował w rezultacie z zaledwie trzema nominacjami? Gdyby okazał się po prostu złym filmem, odpowiedź byłaby prosta. Rzecz w tym, że nie odbiega on wcale poziomem od wielu poważnych, oscarowych graczy. Niektórych może nawet przewyższa, choć nie ustrzegł się paru dość istotnych błędów.

Już pierwsza sekwencja powietrznej bitwy nasuwa kilka zasadniczych wniosków. Angelina Jolie zdecydowanie nie radzi sobie z napięciem i dynamiką. Jak na liczbę dramatycznych wydarzeń cały ten fragment wypada zaskakująco nieemocjonalnie i statycznie. Z drugiej strony rzuca się w oczy głęboki estetyzm obrazu. Nakładają się na to zwyczajowo bardzo piękne i czyste zdjęcia Rogera Deakinsa (dostał za nie swoją dwunastą nominację do Oscara, co czyni go rekordzistą w tej kategorii), celowo pastelowe kolory, przywołujące w pamięci stare, hollywoodzkie produkcje, wreszcie wyraźny upór, by pokazywać żołnierzy jako dobrych, ładnych chłopców.

 Golden Globes Nominations Snubs and Surprises

Pierwszy z tych elementów szybko przestaje przeszkadzać, gdyż fabuła nie przynosi więcej bitew czy jakichkolwiek innych scen akcji. Staroświecką oprawę należy uznać za celową i w gruncie rzeczy robi dobre wrażenie po szeregu naturalistycznych filmów wojennych. Świadczy o szacunku dla bohaterów i godnej pochwały wstrzemięźliwości. Największy kłopot jest z owymi „ładnymi chłopcami” na wojnie. Trochę śmieszy fakt, że głównemu bohaterowi rośnie wyłącznie hiszpańska bródka, a wszyscy, niezależnie od okoliczności, pozostają fantastycznie ostrzyżeni. Ich zębom także nie dzieje się nic złego. Jedyny wyłom w tym obrazie stanowi nieunikniona, postępująca chudość.

Im jednak fabuła podąża dalej, tym rozmaite śmiesznostki mniej przeszkadzają. Początek jest żenujący i bardzo łopatologiczny, gdy Jolie w retrospekcjach pokazuje dzieciństwo bohatera, próbując dociec źródeł jego siły charakteru, która pozwoliła przetrwać przeszło 40 dni dryfowania po oceanie, a potem piekło japońskiego obozu jenieckiego. Zdecydowanie są to elementy i w tak dużym wymiarze niepotrzebne, i trochę kiczowate, i świadczące o tym, że Jolie do szczególnie błyskotliwych i subtelnych reżyserów nie należy.

Z pewnością należy przy tym do reżyserów sprawnych. Bowiem zupełnie niespodziewanie uśmiech politowania dla jej pedagogicznych skłonności ustępuje żywemu zainteresowaniu tym, co dzieje się na ekranie. Mimo że film jest wyraźnie podzielony na trzy części, zachowuje narracyjną płynność. Bohaterowie są godni podziwu i mają uczciwe, niezłomne charaktery, więc nie sposób im nie kibicować. Wreszcie nie ma tego, czego najbardziej się obawiałem – nadmiaru patosu. Jolie estetyzuje, lecz nie uwzniośla. Być może obraz mógłby być nieco bardziej emocjonujący, unikanie jednak patetycznej histerii charakterystycznej dla filmów tego typu jest godne uznania. Warto zwrócić uwagę, jak wstrzemięźliwie wykorzystana została muzyka. Połowa hollywoodzkich reżyserów taki obraz wypchałaby symfonicznymi wybuchami, a Jolie nie boi się ciszy i docenia drobne, acz sugestywne muzyczne akcenty.

 unbroken2

Nie oznacza to, iż jej filmowi brakuje rozmachu. Ten też jest, w zdrowych proporcjach, obecny. „Niezłomny” w ogóle należy do produkcji dobrze wyważonych. Oczywiście dałoby się go nieco skrócić, ale można to powiedzieć o znakomitej większości współczesnych obrazów. Zresztą Jolie udaje się uniknąć nudy. Natomiast nawet jak zdarzają się inscenizacyjne wpadki, wynikające głównie z faktu, iż wszystko jest bardziej wykreowane niż żywe, ogólnie rzecz biorąc, można je przyjąć jako element konwencji.

W przeciwieństwie do oscarowych ekspertów od początku nie liczyłem na „Niezłomnego”. Obawiałem się nieznośnego kiczu i patosu. Dlatego film pozytywnie mnie zaskoczył. Doprawdy trudno odgadnąć, czemu akurat on nie spotkał się z uznaniem Amerykańskiej Akademii Filmowej. Co prawda ani aktorstwo – choć pełne poświęcenia, ani scenariusz – choć szlachetny, ani scenografia – choć bardzo porządna, nie dorównują oscarowym graczom, ale obraz jako całość mógł spokojnie stanąć w szranki z – pełnymi przecież istotnych wad – produkcjami z finałowej ósemki.

.youtube_sc iframe.yp{display:none;}The Adobe Flash Player is required for video playback.
Get the latest Flash Player or Watch this video on YouTube.

Zwiastun: